jak zwykle przystępuję do pisania nie wiedząc co się urodzi. pewien niepokój jest, wiercenie w brzuchu czy raczej w tyłku, które mówi: tak, to jest ten moment, kiedy twoje emocje mogą spowodować wypływ ciekawej myśli. nawet może jest to katalizator tych myśli i emocji. zostają napisane, wypływają, otrzymują swoje miejsce w szeregu, przydzielona zostaje im nazwa, zdanie, opis i... unaoczniają się. wstępują w szeregi znanego i nazwanego, występując jednocześnie z niewiadomego, niewidomego i nieracjonalnego. ach, bo właśnie ta irracjonalność staje się najbardziej upierdliwa. bo nawet jak wiesz, że masz owsiki w tyłku, to skąd one są i po co. i jak się ich pozbyć. oto jest prawdziwa zagadka. więc próba ich opisania, nazwania, może przybliżyć diagnozę, co pomoże podjąć środki leczenia.
w każdym razie mrok coraz większy, choć poranek i szum na dworze, deszcz powodują zalanie serca większą dozą goryczy, żalu, tęsknoty. za słońcem oczywiście. niemożność niezobowiązującego wyjścia z domu bez kaloszy, płaszcza przeciwdeszczowego czy parasola.
a telefon milczy
a serce boli (cholera, nie boli!)
a głowa produkuje.
kogoś męczy kac
kogoś niespełniona przyjaźń
a ja nie wiem kim jestem wśród siebie
czasem nikim
czasem wszystkim
cząsteczką, fragmentem nieskoordynowanego bytu
własnego
gdzie bym była gdyby nie ty?
gdzie bym była gdyby nie ja
sama
i co by się działo
gdyby ktoś naprawdę
teraz
do bólu
i bez skrupułów!
rozumiem poetów i samobójców
jestem jedną z nich
z braku odwagi
pozostaję w domu
w paszczy lwa
i boję się stąd ruszyć
na krok
bo deszcz gryzie
szkło rozbijające się na ulicy

Komentarze

Popularne posty