walić to. (właściwie chciałam napisać "pierdolić to", ale niektórym mogłoby się to nie spodobać, więc nie piszę, szanuję niektórych. nie urażam. pierdolę urażanie. nieurażanie też zresztą pierdolę, ale niech będzie. w końcu mogą to czytać jakieś dzieci. jeśli jesteś dzieckiem, to natychmiast się rozłącz. nie ważne ile masz lat. albo się nie rozłączaj. wiedz tylko, że i tak się niczego tu nie dowiesz. pokręcisz mózgiem, pogłówkujesz co się tu dzieje i przejdziesz na kolejny link. bardziej jasny, bardziej czytelny, bardziej świeży. bo ten link zdeaktualizował się w momencie otwierania. i śmierdzi.śmierdzi pustką przekazu. jest tylko gęstą cieczą lejących się emocji).
generalnie chodzi o to, że nie chcę zimy. tak, to prawda. nie chcę! już dość. dość czekania, ile można. cierpliwość cierpliwością, pogodzenie się z rzeczywistością pogodzeniem się z rzeczywistością, a emocje swoje. burzą się i już. czuję się jak na kacu. chodzę niewyspana, bo czekam. czekam na przebudzenie. czekam na trzeźwość.
co prawda w pewien sposób wiosna przyszła. zawitała we mnie i rozgaszcza się na dobre. a przynajmniej jej objawy. jeden objaw. pierwsza jaskółka. jedyna jaskółka. mości się i rozpycha swoje skrzydła. weszła we mnie i może to ona robi ten cały bałagan z kacem. upija mnie od środka, bym nie mogę wytrzeźwieć.
czy ktoś mógłby tu przyjść i trzepnąć mnie w łeb? tak raz porządnie. żebym padła, zasnęła i obudziła się jak już będzie słońce na niebie?! żebym opamiętała się i wróciła do żywych. bo na razie jak zombi, wyżeram flaki zimie i myślę jak jej odgryźć członki (i członkinie, żeby nie było). i mielę jęzorem (palcami właściwie), i mielę mózgiem. przeciągam mielenie w nieskończoność. czuję to w sobie. czuję jak się mieli, choć w środku martwe ciało/ żywe ciało. wypełnia je duszący dym. zatyka płuca, kłuje w piersi, spływa do łydek i rozpuszcza je (nogi) w rozpływających się pomyjach śniegu.
och...
chyba mi lepiej.
piszę i myślę, że nie jest jednak źle. chciałam użyć więcej słów w stylu: gówno, śmierdzi, padlina, zwłoki. chciałam babrać i charczeć. ale już starczy. właśnie zobaczyłam światło. poczułam ruch w ciele. to ta jaskółka. porusza się w środku i daje nadzieję na dalej. na wejście we własne ciało. na zobaczenie się od środka. na zdeptanie "ja" w tej opowieści (objaw pozytywny, walka z ego. choć właśnie dopadła mnie myśl, że walka to nic dobrego. a jak się pogodzę z ego, to zniknie. ok. nowa strategia, kawaleria przybyła. godzę się z ego. by znikło. samo odeszło. a czy jak pogodzę się z własnym ciałem, to też odejdzie? wolałabym nie. a może jak się z nim pogodzę, to przestanie mi ono przeszkadzać? hmmm muszę to przemyśleć. ale nie teraz. teraz wracam do żywych.) przypominam sobie dobre rzeczy i nabieram siły na dalsze czekanie na światło. moje pisanie zależy od pogody. moje ja zależy od pogody. i jeszcze od czegoś, co mnie wypełnia. czego chcę. oddech pewności. oddech świadomości. dochodzenie do siebie. odmrażanie.
jutro się upiję. upiję się opowieściami, papierosami i wolnym wieczorem. upiję się wódką (choć alkohol nie ma z tym nic wspólnego). upiję się obecnością.
ostatnio też piłam obecność. garściami nabierałam czystej obecności i piłam, piłam, piłam. uderzała do głowy. ciągle trzyma. (może stąd ten kac jednak.) od obecności boli głowa. od obecności przestaje boleć głowa. poprzez dobrze zinterpretowaną obecność można się przebudzić. dobrze zinterpretowana obecność wymaga odwagi i podjęcia rękawicy. wyzwanie czeka. ja wiem, że jest za późno na decyzję. decyzja zapadła w chwili pojawienia się zagrożenia. zagrożenia, albo przebudzenia. pobudka może boleć. pobudka może wyzwolić. pozwalam sobie się obudzić. pozwalam sobie doczekać wiosny. pozwalam sobie rozgościć się jaskółce na dobre. aż wyrwie mi serce, zje je, przetrawi i wysra (a jednak!).
dobra, stało się.
idę dalej.
pogodzona z kacem.
niech trwa...

Komentarze

Popularne posty